Był taki poeta, nazywał się Jonasz Kofta. Artysta integralny, studiował sztuki piękne i odnajdował się w malarstwie, ale środowiskiem naturalnym pozostało dla niego słowo. Słowo, którym władał po mistrzowsku. Za pomocą którego potrafił zarażać całym bogactwem swojej duszy – duszy dandysa, cygana, rzemieślnika piękna, duszy złośliwego acz życzliwego obserwatora obyczaju, duszy wrażliwca i moralisty.
I był realny socjalizm, w którym duszno było żyć. Przeciw któremu, od czasu do czasu, tu i ówdzie, wybuchał bunt. Ale w ciągłej opozycji do którego żyła garstka, naprawdę garstka – takich właśnie wrażliwców. Dość przeczytać „Szary poemat”, który napisał po czerwcu 1976, żeby to nie tylko pojąć, ale i odczuć.
„A to jest polska właśnie
Dla jednych gwiazda spada smugą
Dla drugich wolno, godnie, długo
Już się nie zrośnie noc na pół przecięta
Tak ogromnieje co ogromne
Niektórzy piją, by zapomnieć
Ja piję, żeby zapamiętać
Karleje przeciw sumieniu zbrodnia
Do wiadomości sprzed tygodnia
A droga naszych prawd
Kurewsko kręta
Choć już złamana
Niektórzy piją, by zapomnieć
Ja piję, żeby zapamiętać”
W 1968 do zbuntowanej Czechosłowacji wkroczyły wojska Leonida Breżniewa, w tym wojska polskie. A w 1969, na placu Wacława w Pradze, podpalił się w geście protestu przeciw okupacji student Jan Palach. Zrobił to, żeby budzić sumienia.
I sumienie Kofty Palach obudził, nie było to trudne. Poeta zareagował poetycko, wierszem tak aluzyjnym, że bijącym po oczach swoją jednoznacznością. Rzecz muzycznie oprawił Maciej Małecki a pieśń odśpiewał pięknie, po aktorsku, Jerzy Połomski. Piosenka była wykonywana na estradach, emitowana w radiu, ukazała się na płycie. Ale nie tak łatwo to poszło.
Sumienia ludzi to dziwne twory: niby jako-tako stałym kanonem wartości i wzruszeń się kierują, przecież podlegają ciągle oddziaływaniu zbiorowości, która otacza ich nosicieli. Jednostka nieczęsto bywa samosterowna. Kiedy rzecz się dzieje w normalnym społeczeństwie, w normalnym państwie i w miarę spokojnych czasach, to niemal niezauważalne. Kiedy jednak otoczenie odbiega od normy, sumienie okazuje się podpowiadać całkiem różne od siebie rzeczy, zależnie od czasu i od okoliczności. A już całkiem powszechnie zwykło prześlepiać to, co musiałoby uwierać nie do zniesienia. I dobrze o tym wiedzą ci, którym przychodzi ochota nadzorować nienormalny świat.
Wróćmy jednak do wiersza. Co było dla autora oczywiste, oczywiste okazało się i dla cenzury. Zaczęły się problemy z dopuszczeniem do rozpowszechniania tekstu, który traktował o sprawach absolutnie niecenzuralnych, odwołując się do wydarzenia, które władze całego Imperium skazały na przemilczenie. Ale trzeba pamiętać urodę tamtego, załganego do podszewki, czasu. Cenzura była na „nie”, ale nie śmiała w żaden sposób uzasadnić swojego stanowiska. Nieraz udawało się dzięki temu mechanizmowi uzyskać debit dla rzeczy głęboko niecenzuralnych. Ostatecznie, skreślono dwa ostatnie wersy: „I tylko ci są wyklęci/Co nie stracili pamięci”. Rzecz dostała stempel. I rozpowszechniana była szeroko – świetna piosenka, gwiazdorskie wykonanie. Tyle, że, wedle późniejszej o dziesięć lat relacji autora, co było oczywiste dla twórców i dla cenzury, okazało się prawie całkiem nieprzenikliwe dla publiczności. Bo to był czas pomiędzy chwilami buntu. O czym zresztą także ten wiersz traktuje…
Ten wiersz:
Song o szczęściu wiecznym
Jonasz Kofta
Ostatni Ikar wczoraj spadł
Tam za przylądkiem opadł na dno
Spokojnie słońce grzeje świat
Nie ma już takich, którzy pragną
Na białym dnie spoczywa tam
Trąca go ryba czarną płetwą
A on otwarte oczy ma
I jakby się uśmiechał lekko
Szalony, innym spokój kradł
Nie wierzył w szczęście płowych zwierząt
Pod okiem słońca zastygł kwiat
Nastała błogość – martwy sezon
Ostatnia plaża, wieczny sezon
Wszyscy istnieją, wszyscy leżą
Już nic nie grozi z nieba
Na ziemi nic nie trzeba
Najmniejszej skazy na błękicie
Wieczna pogoda
Wieczna błogość
Wieczna zabawa
Wieczne życie
Ostatni Ikar wczoraj spadł
Nakryła go powieka fali
Ulgę mu przyniósł wody chłód
Bo kiedy spadał, to się palił
Podniósł się srebrny pary kłąb
Kiedy uderzył w wodę, krzycząc
Potem się wygładziła toń
Nieobecności płaską ciszą
Wygładził się ostatni ślad
W mózgach wspaniałych płowych zwierząt
Pod okiem słońca zastygł świat
Nastało szczęście – martwy sezon
I tylko ci są wyklęci
Co nie stracili pamięci
Piosenkę można znaleźć w Internecie, choćby pod tym adresem: https://www.youtube.com/watch?v=BkKbVWQIo4A
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.