Patent na rozmowę

0

Zadzwoniłem do przyjaciela sprzed lat.  Chciałem się dowiedzieć jak się czuje, bo bardzo ciężko chorował na COVID.  W czasie studiów byliśmy blisko, miał piękną kartę opozycyjną i podziemną z okresu stanu wojennego i późniejszego.  To dobry, serdeczny i szlachetny człowiek, życzliwy ludziom.  W ostatnich latach nasze kontakty były sporadyczne.  Parę lat temu, na przyjęciu mieliśmy gorącą dyskusję – on sympatyzował z PIS, ja wręcz przeciwnie.  Polemika była jednak na poziomie, nie przekraczała norm i nie naruszała ogólnie panującej serdeczności. 

Tym razem sytuacja trochę wymknęła się nam spod kontroli.  Dowiedziałem się, że na szczęście przyjaciel czuje się już lepiej, potem rozmowa zeszła na ogólną sytuację związaną z koronawirusem.  Dowiedziałem się, że według niego rząd nie mógł w lecie przygotować się lepiej do jesiennej fali  pandemii, bo nikt nie był w stanie przewidzieć tego, jak rozwinie się sytuacja, a p. Mateusz Morawiecki jest najlepszym premierem III RP.  Wyraziłem inne zdanie.  No, a potem to już popłynęliśmy ze wszystkimi spornymi tematami. Ku mojemu zdumieniu dowiedziałem się, że mój  inteligentny i wykształcony przyjaciel jest absolutnie przekonany, że pod Smoleńskiem doszło do zamachu, a 100% dowodem na to jest fakt, że Putin nie chce oddać wraku samolotu.  No, bo gdyby był niewinny, to wrak niechybnie by oddał.  To ma być „dowód” przesądzający!

Zrobiło mi się strasznie przykro.  Po pierwsze dlatego, że wymęczyłem go, rekonwalescenta dopiero co wychodzącego z COVID,  tą rozmową niemiłosiernie.  To była bardzo emocjonalna wymiana zdań.  Zapewne jemu, jak i mnie mocno podskoczyło ciśnienie.

Dopiero wtedy zdałem też sobie sprawę z tego, że przy tak diametralnej różnicy zdań, pewnie nie będziemy już mieli ze sobą o czym szczerze gadać.  Jasne, że możemy porozmawiać o rodzinach, wakacjach, pogodzie, czy naszej ulubionej FC Barcelona.  No, ale to trochę mało jak na ludzi których kiedyś łączyła serdeczna przyjaźń.  Żal, przykro.  Gdzie był błąd?  Co można było zrobić inaczej? 

Zastanawiam się jak to się wszystko dalej potoczy, jak będą wyglądały nasze kontakty z członkami rodzin, przyjaciółmi, znajomymi z pracy, sąsiadami, którzy mają radykalnie odmienne poglądy od naszych.  Przecież dialog z poszanowaniem takiego rozmówcy, jeszcze kilka lat temu możliwy, dziś jest już coraz rzadszy.  Sytuacja się pogarsza  – staczamy się coraz niżej na dwie strony dzielącej nas barykady.

Nie powiem, szarpnęła mnie ta rozmowa z przyjacielem.  Było mi przykro i smutno. No i wtedy przypomniałem sobie o Darylu Davisie.  Przeczytałem o nim nie tak dawno w mediach, zafascynowany wyszukiwałem coraz więcej materiałów, aż wreszcie zadzwoniłem do USA i porozmawiałem z nim.

Kim jest Daryl Davis? 

To pianista i wokalista z dużym dorobkiem artystycznym.  Pasją tego Afroamerykanina, poza muzyką  jest od trzydziestu lat nawracanie rasistów. Jeździ na zloty Ku Klux Klanu, spotyka się, rozmawia i perswaduje. Słucha i okazuje szacunek rozmówcom. Do tej pory udało mu się przekonać ponad 200 członków by opuścili KKK!  D. Davis często występuje na konferencjach, jest aktywny w mediach, udziela wielu wywiadów w prasie, radiu i telewizji w różnych krajach świata.

Podczas licznych występów (m.in. na konferencji TEDx) podaje proste i praktyczne sposoby jak nawiązać kontakt i skutecznie przekonywać osoby o, nie tylko odmiennych, ale wręcz wrogich nam poglądach.  O Darylu Davisie nakręcono też 100 min. film dokumentalny „Accidental Courtesy”, nagrodzony na wielu festiwalach.

Na czym polega fenomen Daryla Davisa?  Dlaczego działając na tak piekielnie trudnym poletku jest aż tak skuteczny? Myślę, że tajemnica polega na jego podejściu.  On naprawdę umie rozmawiać ze swoimi adwersarzami.  Nie atakuje ich, nie krytykuje, nie ocenia.  Słucha i stara się zrozumieć ich motywacje.  Jego twarz wyraża skupienie.  Traktuje rasistów poważnie, okazuje im nawet szacunek.  Zaprasza ich na swoje koncerty, a potem na piwo.  Uśmiecha się i stara się rozładować napięcie, nie pokazując swoich emocji, choć wiadomo w jak trudnej sytuacji się znajduje.  On po prostu rozbraja „wroga”.  Jako, że zaczyna się kumplować z rasistami, bywa nawet zapraszany na ich spotkania.  Część rozmówców stwierdza ze zdumieniem, że „nie taki diabeł straszny”, powoli modyfikują swoje poglądy i opuszczają szeregi Ku Klux Klanu.  Inni wręcz przeciwnie, oburzeni taką postawą kolegów mięczaków i brataniu się z „czarnym”, porzucają KKK w geście protestu.  Tak czy inaczej, niezmordowany Daryl robi swoje.  Osiąga cele – ponad dwie setki osób wyciągniętych z Ku Klux Klanu, to  robi wrażenie.

To byłaby tylko piękna bajeczka, gdyby nie była to historia prawdziwa.  Warto zobaczyć film „Accidental Courtesy”, wysłuchać wystąpienia Daryla na konferencji TEDx, czy też jego wywiadów medialnych żeby się o tym przekonać.

No i tak sobie wtedy pomyślałem po tej rozmowie z przyjacielem, jak dalecy jesteśmy od tego wzorca.  Jak bardzo nie potrafimy ze sobą rozmawiać, jak mówimy, ale nie potrafimy słuchać tej drugiej strony.  Ja mocno ulegamy emocjom (jestem pierwszy, żeby się do tego przyznać) i nie umiemy utrzymać zdrowego dystansu.  Jak w rozmowie z oponentem dokładamy wszystkich starań żeby go retorycznie pokonać, zamiast zrobić krok do tyłu i spróbować go zrozumieć, pojąć jego motywacje, znaleźć przyczyny które spowodowały, że stoi dziś tam gdzie stoi, po drugiej od nas stronie. 

Kogoś takiego jak Daryl Davis bardzo nam w Polsce brakuje. 

Jak Ci się podobał artykuł?
Skomentuj

Strona wykorzystuje pliki cookies.

Informujemy, że stosujemy pliki cookies – w celach statystycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat – Polityka Prywatności.