Jeszcze jedno świadectwo dzieci – uchodźców

0

MAKKA

Makka ma 19 lat. Wyjechała z Czeczenii z matką, miała wtedy zaledwie 3 lata, nic więc nie pamięta.

Zaraz po przyjeździe znalazły się w podwarszawskim ośrodku dla uchodźców i matka zaczęła starać się o ochronę w Polsce. Była sanitariuszką w oddziale partyzanckim, straciła w czasie wojny trzech braci. Na decyzję, dzięki Bogu pozytywną, czekały trzy lata.

Makka chodziła do przedszkola i do szkoły w czasie pobytu w ośrodku. Nauczyła się polskiego szybko i bardzo dobrze, już w podstawówce była tłumaczką własnej mamy, której trudniej było opanować język. Po czeczeńsku za to mówi tak sobie, choć mama stara się rozmawiać z nią w tym języku.

Uczyła się bardzo dobrze, właśnie zaczyna studia na obleganym wydziale Uniwersytetu Warszawskiego. Ale – ma wujka, mieszkającego w zachodniej Europie, który uważa, że nie powinna studiować. Że jest już w tym wieku, żeby wyjść za mąż i mieć dzieci. Dzieci to ważna sprawa, to przyszłość rodziców. Mama uważa, że studia to dobra rzecz, ale oczekuje, że wyjdzie za mąż za rodaka. Tłumaczy, że Polacy wyznają inną religię, inną tradycję, taki związek nie ma perspektyw, trzeba się trzymać własnej grupy.

„Tymczasem ja się czuję Polką, zupełnie obce mi jest takie myślenie. I nie planuję postąpić tak, jak oczekuje tego rodzina.

Byłam w Czeczenii z mamą, nielegalnie. Odwiedziłyśmy rodzinne miasteczko, ono już praktycznie nie istnieje, to ruiny. Nie czuję, żeby to było moje miejsce na ziemi. Gdybym została w Czeczenii, pewnie już byłabym mężatką a mąż oczekiwał dzieci. Szkoda, że w tak dramatycznych okolicznościach i wskutek takiego nieszczęścia, ale w głębi serca cieszę się, że żyję tutaj i nie zamierzam tego zmieniać.”

AHMED

Piętnastoletni Ahmed nie czuje się związany z Polską. Jest tu – bo musi.

Jego ojciec został aresztowany z powodu niewłaściwych koligacji rodzinnych. On z mamą wyjechał. Miał wtedy 10 lat.

Większość krewnych, którzy przeżyli, zamieszkała w Europie. Oni pojechali do Norwegii, gdzie mieszka jeden z kuzynów. Tam, niestety, zostali aresztowani i deportowani do Polski jako kraju, z którego przyjechali. Ahmed odczuł jako poniżenie fakt aresztowania, policyjnej eskorty do samolotu i przymusowego przejęcia w Polsce przez Straż Graniczną, która osadziła ich w areszcie deportacyjnym na Mazurach.

Spędzili tam rok. Ahmed powiada, że mama miała gorzej, bo strażnicy okazali się ludzcy i dzieciom pozwalali bawić się na powietrzu poza ustalonymi godzinami spaceru. Nikt mu nie zrobił krzywdy, ale w dziecku tkwił głęboko strach przed umundurowanymi ludźmi. W sumie, czas aresztowania, stanowił dla niego ogromną traumę.

Nie czuje się związany z Polską choć znalazł tu doskonałego kolegę, nawiązał normalne relacje. Ale, jak powiada, jest jego obowiązkiem pozostać wiernym Czeczenii o którą walczył dziadek, ojciec i tak wielu bliskich. I powrócić tam, jeśli okaże się to możliwe.

Na razie planuje kształcić się, najlepiej w jakiejś specjalności inżynierskiej, bo dzięki temu będzie w przyszłości pożyteczny dla Ojczyzny.

OLGA i DENIS

Olga i Denis mają po 8 lat. Są bliźniakami.

Urodzili się w pobliżu Ługańska. Ich mama pracowała w miejscowym szpitalu. Musieli wyjechać. Czekają na ojca.

Dzieci nie wiedzą, że ich ojciec miał pecha, wszedł wprost na oddział „zielonych ludzików” i został wzięty do niewoli. Do dziś nic nie wiadomo o jego losie.

Matka, nagle pozostawiona sama z dwójką dzieci, próbowała odnaleźć męża, ale rychło zmuszona została do wyjazdu do Kijowa. Nie dała sobie tam rady. Pojechali do Polski.

Opowiada Denis: „słyszałem bardzo dobrze jak strzelają. Wtedy mama kazała iść do piwnicy”. Opowiada Olga: „moja lalka zawsze była w pudełku. Kiedy trzeba było iść do piwnicy, brałam ją ze sobą, żeby się nie bała”.

Dzieci wspominają, jak mama w piwnicy opowiadała im o szkole. O tym, że Olga będzie uczesana w kucyki z ogromnymi kokardami, jak motyle a Denis założy białą koszulę i krawat. Bo pierwszy dzień w szkole to ważna rzecz.

Ale w Kijowie dzieci nie poszły do szkoły.

Pamiętają, jak jechały pociągiem do Polski. Mama tłumaczyła, że wszystko będzie dobrze, że w Polsce zaczną chodzić do szkoły. Nie odpowiadała tylko konkretnie na pytania o to, kiedy przyjedzie tata.

Granicę przekroczyli bez trudu. Znaleźli się w warszawskim ośrodku dla uchodźców, gdzie dzieci zaczęły chodzić do szkoły. Wspominają to z zachwytem, zwłaszcza śliczne zeszyty, kredki, ołówki i gumki, które dostały. W klasie byli Czeczeni, Gruzini i Ukraińcy.

Mama spotkała dawną koleżankę z Ługańska, która już wcześniej znalazła się w Polsce. Dzięki niej znalazła kąt poza ośrodkiem, pracę. Córka koleżanki, rówieśna im,  urządziła Oldze i Denisowi intensywny kurs polskiego. Dzieci chodzą do szkoły, uczą się dobrze. Mają kolegów i koleżanki, nie czują się „nietutejsze”.

Czekają na tatę.

Tagi:
Jak Ci się podobał artykuł?
Skomentuj

Strona wykorzystuje pliki cookies.

Informujemy, że stosujemy pliki cookies – w celach statystycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat – Polityka Prywatności.